[GRAFIKUJE] Pierwszy obrazek tuszem kreślarskim

Zastanawiałem się jakiś czas jak nazwać ten wpis i jak go zacząć, bo równie dobrze mógłbym zdać raport walki Adamek vs. Kliczko i pewnie też by się wpasował.
 Nie jestem do końca pewien kiedy ostatni raz trzymałem pędzel z farbą w dłoni ale chyba było to jeszcze za czasów szkolnych. Podjąłem się tego wyzwania bo chciałem zrobić miły prezent gwiazdkowy dziadkom dziewczyny i przy okazji sprawdzić jak sobie radzę z tuszem kreślarskim. To było ciężkie starcie które trwało cztery rundy i skończyło się potężnym kacem zarówno fizycznym i jak i moralnym.
 Inspiracją do podjęcia się tego zadania był pewien tutorial znaleziony w sieci jak malować tuszem. Następnie z dostępnych zdjęć wybrałem to które moim zdaniem było najbardziej odpowiednie i usiadłem do szkicowania. Pchnięty impulsem uwagi po skończonym szkicu, który był całkiem udany przekalkowałem go na wypadek gdyby coś poszło nie tak i przystąpiłem do malowania. Niestety pierwszy obrazek zacząłem od zbyt ciemnej głębi co zemściło mi się w postaci cieni na twarzy babci przypominających plamy bielactwa. W drugim  z kolei o ile babcia wyszła mi całkiem przyzwoicie to cienie na twarzy dziadka przybrały rolę maski batmana… Każdy z obrazków zajął mi po około sześć godzin więc do następnej rundy postanowiłem przygotować się gruntownie analizując popełnione błędy i testując stopień rozcieńczania tuszu. Tym sposobem wybrałem kilka odcieni szarości które mi odpowiadały i odszedłem od techniki proponowanej w poradniku.
 Zrezygnowany postanowiłem iż będzie to ostateczna wersja bez względu jak mi wyjdzie. Najwyżej świat tego nie ujrzy. Wtedy przypomniałem sobie starą zasadę trzymaną na podobne okazje- stan upojenia alkoholowego uspokaja drżenie rąk, wpływa na koncentrację postrzeganie przestrzenne i płynność ruchów. W połączeniu z muzyką która ma wpływ na przenikanie się barw mogło stać się moją ostatnią deską ratunku. I tak też się stało. Otworzyłem wino, puściłem muzykę i usiadłem do malowania.
 Zdjęcie z jakiego malowałem  było typowym zdjęciem z wakacji. Wykonane było tak by ukazać jak najwięcej pleneru pomijając oklepane pozy przyjmowane przez postaci na pierwszym planie. Aby dostrzec źrenice musiałem powiększyć zdjęcie tysiąckrotnie, co w połączeniu z ziarnistością zdjęcia i jego wymiarami (3072x2304- wykonane kompaktowym aparatem cyfrowym) skutkowało pikselozą. Ponieważ malowałem na formacie A5 musiałem mocno wytężać wyobraźnię by takie szczegóły jak zmarszczki, które koniec końców charakteryzują twarze umieszczać w odpowiednich miejscach . Do tego format jaki przyjąłem zmusił mnie także do niemal jubilerskiej precyzji jaką było malowanie czubkiem pędzelka 0,3. Jedno wino i sześć piw później obrazek był skończony i zaskakująco dobry. A na pewno najlepszy ze wszystkich. Jak mi wyszło oceńcie sami...

Komentarze