[FREELANCE] Koniec z pracą na etacie


Oj, długo mógłbym pisać o patologii wśród przedsiębiorców, z którymi się zetknąłem, zamiast tego postaram się skupić wyłącznie na tych aspektach, które akurat w moim przypadku były kluczowe.

  • Zacznijmy od ciągłego podnoszenia zakresu obowiązków bez adekwatnej gratyfikacji finansowej. Jakoś tak się utarło w myśli naszych kochanych przełożonych, że dobry pracownik, to nie taki, który wykonuje swoją pracę rzetelnie i z uśmiechem na twarzy, ale taki, który wypruwa się, żeby nadgonić z robotą, często pracując za dwóch albo i trzech. Zgoda, w tabelkach wygląda to super, ale wcześniej czy później taki pracownik się „skończy” i co wtedy? Ja rozumiem, że pracownik musi na siebie zarobić, ale na miłość boską bez przesady, dobrze? Zwalnianie dwóch, bo znalazł się jeleń, który ogarnia ich robotę, za swoją wypłatę i na was się kiedyś zemści.

  • Karygodnie niska płaca – i skwituję to jednym zdaniem: minimalna krajowa, równa się minimum zaangażowania. Minimum można oferować za minimum pracy lub minimum potrzebnych kwalifikacji. Tak czy siak, minimum to minimum. Niezależnie od czasów, w jakich żyjemy, inflacja dojeżdża wszystkich tak samo.

  • Pracownik to nie niewolnik, a tak niestety wciąż myślą Janusze biznesu. Naprawdę rozumiem złość na podatki i opłaty, których zazwyczaj pracownicy nie rozumieją. Nie dociera do nich zarobek brutto i podwójnie podatki za to samo, ale co niektórzy mogliby już skończyć wyżywać się na pracownikach. To nie ich wina, że jest, jak jest. Traktowanie ich jak sługusów na telefon poniżanie i upokarzanie przy innych współpracownikach jest karalne nie bez powodu.

  • Bijąc się w pierś, muszę przyznać, że nigdy nie byłem nadmiernie punktualny, ale szczytem była już kara spóźnienie tylko dlatego, że jako nic nieznaczący pracownik wchodziłem do zakładu „w punkt”. Jak to zostało zinterpretowane przez pracodawcę? Ano tak, że skoro przychodzę tak późno, to logiczne jest, że na swoim stanowisku jestem po czasie. Czy coś z tej logiki wynikało? Coś się zawaliło? Jakaś linia produkcyjna stanęła? No powiem wam, że się stało. Miałem pięć minut mniej czasu na zalanie kawy wodą. Nawet nie na jej wypicie, tylko właśnie na zalanie. Nie było kompletnie sensu, żebym przychodził tak wcześnie do pracy, ale wszelkie negocjacje z szefem były daremne, bo nie chciało mu się dwa razy dziennie sprawdzać z domu, czy wszyscy przychodzą na czas do pracy… Noż kurwa.
    Teraz wiem, że moim problemem nigdy nie była punktualność,
    (bo teraz zawsze jestem na czas i nigdy nie oddałem pracy po terminie) a bezsensowne i bezproduktywne szafowanie moim czasem oraz wymuszone dostosowywanie się do nijakich norm, jakie przyjęło się przestrzegać w tych zakładach.

  • Wszechobecni specjaliści od cudzej roboty to zmora wielu pracowników.
    – „Bo on za wolno robi! Jak bym był na jego stanowisku, to bym dwa razy szybciej robił!” –
    No jak mnie takie gadanie wkurwia…
    – Skończ, zamilcz i idź już stąd. Gówno się znasz. Dlatego siedzisz tu i robisz, co robisz, bo na niczym się nie znasz. Małpa za banana by cię zastąpiła, a mądrzysz się, jakbyś w NASA pracował.
    Skąd ty wiesz, czy ten ktoś już nie robi na max. swoich możliwości? A może spotkała go tragedia w rodzinie i nie może się skupić na robocie, ale jest dziś tu i daje teraz z siebie wszystko?
    Później siedzi taki w domu, przed telewizorem i wie wszystko o pogodzie, polityce, grach, filmach, muzyce… No specjalista w każdej dziedzinie, jego mać.
    – Zgiń, przepadnij zmoro nieczysta!

  • Zamknięta klika i zatrudnianie znajomków. Nie mam nic do zatrudniania znajomych, jeśli tylko mają jakiekolwiek pojęcie o zawodzie lub stanowisku, na które są zatrudniani. Wiele razy podkreślałem już, że każdy musiał jakoś zacząć i nie da się dzisiaj znać na wszystkim. Skoro jest znajomy, który widzi potencjał i obie strony mają z tego korzyść? OK. Tylko czemu na Boga zatrudniani są ludzie niekompetentni i to często za gigantyczne kwoty w prywatnych przedsiębiorstwach? Po co zatrudnia się młodego człowieka, bez doświadczenia na wyższe stanowisko skoro od lat są ludzie w firmie, którzy znają firmę i dotychczasowe stanowiska? Wyjaśni mi to ktoś? Jak dla mnie to kwintesencja złego zarządzania firmą i zasobami ludzkimi.

  • Ostatni i koronny argument za pracą na własny rachunek – brak wolnych miejsc pracy w zawodzie, który chciałbym wykonywać 🤷‍♂️

Komentarze